Urszula Gortat, krośnianka, inżynier organizacji i zarządzania przemysłem, absolwentka Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Malarstwem pasjonuje się od wielu lat. Do jej ulubionych technik malarskich należą akryl, gwasz i olej, tworzy też własne, mieszane.
Po raz pierwszy zaprezentowała swe prace publicznie podczas 19. Przeglądu Plastyki, w którym otrzymała główną nagrodę za zestaw prac (Krośnieński Dom Kultury, kwiecień 2003). Udział w kolejnych wystawach zaowocował licznymi nagrodami i wyróżnieniami, a także - uznaniem publiczności.
Pierwszą indywidualną wystawą U. Gortat była ekspozycja „...jak fioletowy zapach frezji...” w mini galerii Filii nr 4 Krośnieńskiej Biblioteki Publicznej (październik 2003).
Obecnie, po siedmiu latach od poprzedniej wystawy w Saloniku Artystycznym KBP, Urszula Gortat prezentuje tu swoje najnowsze prace.
Raz jest mglista, raz promienna... O malarstwie Urszuli Gortat
„Był sobie skrzypek Hercowicz, co grał z pamięci jak z nut (...)” Ów skrzypek z wiersza*, zda się wieki temu, przejmująco do głębi wyśpiewanego przez Ewę Demarczyk, „tę samą sonatę wieczną wciąż pieścił jak jaki skarb”.
Równie wielką namiętnością naznaczone jest życie Urszuli Gortat. Talent, wrażliwość na kolor i światło w połączeniu z niezwykłą umiejętnością zapamiętywania obrazów sprawiają, że malowanie jest jej przeznaczeniem. Pogodzona z losem, cierpliwie rozwija wrodzone zdolności i tworzy niezwykłe obrazy, których najważniejszym tematem niezmiennie jest pejzaż.
W opozycji do wielkiej tradycji XIX-wiecznego malarstwa pejzażowego maluje w pracowni, a skomponowane przez nią krajobrazy nie przedstawiają konkretnych miejsc, zapisanych w (nieistniejących) tytułach. Każdy obraz to raczej emocjonalny zapis nastroju, utrwalony w zestawianiu barw, fakturze, sposobie prowadzenia pędzla.
O niezwykłości obrazów Urszuli Gortat decyduje ich „przestrzenność”. Większe zainteresowanie malarki budzi wypełniające je powietrze niż pnie, konary i liście, zarośla i kępy traw. Powietrze ma tu swój ciężar i kolory - od błękitnych szarości po odcienie patyny na starych srebrach. To powie-trze unosi fale cząsteczek światła, które czasem, jak nici babiego lata, zaczepiają o gałązkę, źdźbło trawy i zostają tam jako świetliste punkciki. Harmonijnie uzupełniają tę paletę soczyste czerwienie wybarwionych jesiennie krzewów, mocno rozbielone złoto obłoków, zimne szafiry wód i ciepłe brązy plam cienia.
Jeżeli w takim otoczeniu pojawia się bodaj najmniejszy ślad obecności człowieka, urasta on do rangi symbolu. Jak łódź, nieruchoma na piaszczystej łasze. Czy to koniec zmagań wędrowca utrudzonego walką z nieokiełznanym żywiołem? A może ten kruchy okręt oczekiwań to zaproszenie do wielkiej podróży po świt, w nowe pejzaże wrażeń i emocji?
To piękna propozycja. Odetchnąć, choćby przez chwilę, od codzienności pełnej miałkich słów, małych nadziei, ćwiczonych gestów i póz, dzwoniących pustką narracji; od świata, w którym stoją obok siebie, o krok, dobro i zło, a obowiązkowa poprawność nie pozwala nazwać ich i rozdzielić. I wrócić z jeszcze większą tęsknotą za czasem, w którym był czas na opowieści otwierające bramy do nowych, nieznanych światów...
Pytana o swoje malarstwo Urszula Gortat niechętnie udziela odpowiedzi. Swoje „malowanie” uważa za zjawisko tak naturalne jak migotanie gwiazd i tęcza po letniej burzy. A jeśli już odpowiada, to kolejnym obrazem. Miłośnikom jej twórczości pozostaje więc nadzieja, że na kolejną prezentację swoich prac nie każe czekać... siedem lat.
S. Wójtowicz
[*] O Mandelsztam, Skrzypek Hercowicz, przekł. W. Woroszylski