Często ludzie już w wieku dojrzałym chwytają pędzel i - zwłaszcza jeśli ktoś z profesjonalnych twórców udzieli rad - zaczynają malować... Mam pełne przekonanie, że osoby te od zawsze miały pewne artystyczne predyspozycje, że drzemiący w nich talent w dogodnym życiowo momencie eksplodował. Zatem owe biblijne talenty nie zostały zakopane w ziemi, są pomnażane. Obecny przykład, czyli ekspozycja malarstwa czterech dam, jest tego wyraźnym potwierdzeniem; chyba większość miłośników malarstwa skłoni się tej tezie.
Właśnie: akurat zeszły się cztery panie i poprzez swe obrazy rozmawiają z nami. Ukazują własne - ale i przez pryzmat własnej wrażliwości i ekspresji obranych bohaterów - nastroje, zarysy myśli; starają się mówić nam o życiu, o doświadczeniach serc i umysłów. I są to przesłania czytelne, udanie zasugerowane. Każda z pań ma, co jest dostrzegalne na pierwszy rzut oka, swój własny świat do opisania. Mimo że tematyka bywa podobna, nawet bliska, wszak reprezentują „wspólną” pracownię przy RCKP pod bystrym i w pełni profesjonalnym okiem artystki Niny Rostkowskiej.
Każda z pań malujących prezentuje różne obszary technik malarskich, i różne możliwości: dominują malarstwo i rysunek.
Sylwia Guzek
prezentuje portrety, w tym portrety dziewcząt. Jedna z panien niemal ulatuje po Chagallowsku w przestworza, druga - jak z obrazów Fridy Kahlo, może jak jedna z „Panien z Awinionu” Picassa - w szalonych, „dzikich” fowistycznych kolorach. Obok nich zaistniały rysunki Sylwii Guzek - także portrety, pełne fantazyjnych ujęć; dziewczynka z wianuszkiem na głowie zapatrzona w nieokreśloną dal, chyba może nas poruszyć, na pewno intryguje. W innych obrazach miłośnik sztuki odnajdzie martwe natury, grupkę zasępionych czy pochłoniętych myślami Żydów, niby w plenerze, ale poruszających się jak w onirycznych sekwencjach z filmów o dawnych austeriach. Lub obraz pary młodych ludzi pod rozłożystym drzewem - jak wyjętych z klimatów Henri Rousseau - z kłębkiem włóczki łączącym te osoby, może „wiążących” ich losy? Przypomina to także malarstwo tablicowe, może postgotyckie z wykluwającą się perspektywą? Czy jakby pastiszowo ujętych Adama i Ewę z Dürerowskiego Raju; a może to echo mitu o Orfeuszu i Eurydyce? Już od nas zależy, którą wersję z interpretacyjnych porównań będziemy skłonni przyjąć; może jeszcze inną, własną?
Sylwia Guzek urodziła się w 1981 roku w Krośnie. W 2000 roku ukończyła Liceum Ogólnokształcące w Krośnie-Turaszówce. Od marca 2011 roku uczęszcza na warsztaty prowadzone przez Ninę Rostkowską w RCKP w Krośnie. Wykorzystuje różne techniki malarskie, ale głównie posługuje się akrylem. Wykonuje przede wszystkim portrety, tematem jej obrazów jest też martwa natura.
Ewa Longawa
przedstawia portrety realistyczne, głównie uroczo malowane dzieci. Portrety chłopców - jeden karnacji „europejskiej”, drugi być może czarnoskóry Afrykańczyk - otrzymali bardzo wyraźne zarysy charakterów, są wyraziści, słowem, to także portrety psychologiczne. Inny portret to twarz dziewczynki, jakby rozmarzona albo wyrwana z marzeń, w uśmiechu. Kolejny obraz uwodzi nas spojrzeniem chłopca z pieskiem, a obaj - chłopiec i pies - mają w sobie wiele wdzięku, są czymś zaintrygowani, może sobą nawzajem, może ich otoczeniem, dla nas niewidocznym, poza „kadrem”. Charaktery dzieci są wyraziste również w portretach w ołówku czy wykonanych piórkiem. Inne portrety Ewy Longawy to mężczyzna jakby osadzony za kratami, pod „kloszem” z prętów niczym pojmany ptak. Mężczyzna ten niby zobojętniały, może jednak jeszcze zdziwiony swoją sytuacją? Inna portretowa osobliwość to tajemniczy uśmiech artysty; możemy przypuszczać, że tym artystą jest znakomitość - Opałko, tutaj barwny, ale jakby echo po niedawno zmarłym wybitnym malarzu przypomina nam jego codziennie dorysowywane liczby na białym tle i fotograficzne autoportrety.
Ewa Longawa urodziła się w 1959 roku w Korczynie. Na co dzień zawodowo zajmuje się zdobieniem szkła. Malarstwem interesowała się od dawna, jednak dopiero kilka lat temu, za namową siostry Aliny, spróbowała własnych sił. Wiele cennych uwag zdobyła podczas warsztatów malarskich prowadzonych przez Ninę Rostkowską w RCKP w Krośnie. W działalności artystycznej najwięcej uwagi poświęca malarstwu olejnemu.
Katarzyna Markowicz
z powodzeniem prezentuje - również - portrety dzieci; w tym monochromatyczne. Właściwie na pierwszy rzut oka mogłaby to być czarno-biała fotografia. Kontury realistycznie malowanych twarzy dzieci, pełnych wdzięku, i ich naturalnych póz, powstały dzięki umiejętnemu wykorzystania światła, walorów światłocieni. Są tu i koty - „twarz” jednego jest malowana tak, by była „jak żywa”, drugi kot, w całej okazałości, został już potraktowany niemal ekspresyjnie, z dozą smagnięć pędzla postimpresjonisty, choć w ograniczonej gamie odcieni popiołu i bieli. Portrety dorosłych z kolei pełne są refleksyjności, oczy „bohaterów” tych obrazów określają stan ich emocji, przybliżają i nawet określają ich nastroje. Są i pejzaże: pole dojrzewającej kukurydzy chyba (?) na pierwszym planie, także pejzaż z nagimi gałęziami drzew, budzącymi nostalgiczną refleksję, ale jeszcze nie grozę. Są i kwiaty - łąkowe, w swoim naturalnym otoczeniu; dynamiczne - pewnie dotyka ich podmuch wiatru. Zatem to malarstwo sięgające po różne odcienie technik, ale i przedstawianych emocji.
Katarzyna Markowicz urodziła się w 1976 roku w Krośnie. Ukończyła Politechnikę Rzeszowską na Wydziale Budownictwa i Inżynierii Środowiska. Malarstwo od zawsze było jej pasją, ale dopiero od trzech lat realizuje się twórczo i uczęszcza na zajęcia do Otwartej Pracowni w RCKP w Krośnie. Maluje głównie portrety farbami akrylowymi, a także pejzaże szpachelką. Brała udział w dwóch zbiorowych wystawach w RCKP w Krośnie oraz w plenerze malarskim na Słowacji. Za pracę „Koniec lata” została wyróżniona podczas I Karpackiego Biennale Sztuki.
Alicja Styrkosz
chce pokazać swe warsztatowe możliwości i to jej się w pełni udaje. Warsztatowe, gdyż prezentuje w każdym niemal przypadku realistyczny język sztuki. Gdy oglądamy portrety pań, widać to w całej pełni: jedna może kusić szczerym uśmiechem, ba, z perlistym śmiechem niemal, druga natomiast - ukazana w wyrafinowany sposób: tylko ćwierć profil widziany niemal od tyłu - uśmiecha się, choć nie widać jej ust, uśmiechają się także jej oczy, choć domyślamy się tego jedynie z „faktury” jej skóry na widocznej części policzka; piękna kobieta, której urody się domyślamy zaledwie? Chyba tak, i to ważne. Z kolei wizerunek Żyda czytającego księgę (Torę?), w rytualnym stroju, z tefilinem na czole, wnosi powagę i skupienie. Ale prócz portretów są i pejzaże, również realistyczne: fragmenty uliczek Krosna, architektura tego miasta - choć w jednym przypadku, to willa przy ul. Walslebena, obraz ten umyka realizmowi, skłania się ku impresjonistycznej, choć stworzony niemal w monochromatycznej gamie. Ale dworek w Żarnowcu został znów namalowany w zupełnie realistycznym założeniu; jak i kwiaty w wazonach.
Tyle obrazów, tyle charakterów ludzkich w portretach! I tyle form, tematów. To ekspozycja bardzo eklektyczna, lecz taką miała być z założenia – ekspozycją porównawczą. Podniesiono kurtynę i zaczął się spektakl: obrazy-aktorzy przemówiły. Widzowie mogą śledzić proces twórczy adeptów malarstwa. Mogą potwierdzić, że to udany debiut, że każda z tych osób poszukuje swojego środka wyrazu z pełną pasją. Tak, tymi autorkami rządzi serdeczna, godna naśladowania pasja. Dlatego mają one wielkie szanse na rozwój, na utrwalenie swoich wyobrażeń na długo. I tego Im życzę.
Alicja Styrkosz, z zawodu jest nauczycielką (obecnie na emeryturze). Od 2007 roku uczestniczy w zajęciach prowadzonych przez Ninę Rostkowską w RCKP w Krośnie. Jej ulubione motywy malarskie to pejzaż, kwiaty oraz portrety najbliższych.
Jan Tulik