Bogusław Iwanowski - urodził się w wiosce Dorguń, między Grodnem a Augustowem, po wojnie ta część Białostocczyzny znalazła się w ZSRR. Przeżył gehennę bolszewickiej kolektywizacji, obóz pracy w tajdze, budowę elektrowni wodnej w Kujbyszewie. Świat dzieciństwa, ginących Kresów, uzewnętrznia się niekiedy w jego rzeźbach. Do Polski w obecnych granicach wrócił w 1969 r. Osiadł w Szczecinie. Tam przepracował 25 lat.
Przed ćwierćwieczem przyjechał do Tyrawy Wołoskiej, urzeczony malowniczością wsi na skraju Gór Słonnych. Postanowiłem, że będzie to moje miejsce na ziemi – powie później artysta. W 24 rzeźbach z czarnego dębu – szacuje się, że liczy on milion lat - wydobytego spod ziemi (w jednej ze śląskich kopalń 200 m pod ziemią) przedstawił losy papieża Jana Pawła II. To główny motyw proponowanej przez Salonik Artystyczny KBP wystawy – rzeźb wyjątkowych w skali światowej!. Towarzyszyć będzie „dębowej serii” cykl płaskorzeźb obrazujących pracę rolnika – od siewu po bochen chleba na stole.
Bogusław Iwanowski znany jest w kraju m. in. ze swej galerii rzeźb plenerowych „Quo vadis” w jego zagrodzie. Kilkadziesiąt – niektóre monumentalne – rzeźb imponuje metaforycznością, odniesieniami do obyczaju i historii; na serię prac związanych z bł. Janem Pawłem II zużył ok. 27 . sześciennych dębu. Dzieła te przyjeżdżają oglądać turyści z całej Polski i zza granicy. Tym bardziej, że ok. 100 rzeźb i płaskorzeźb – w tym lisy marszałka Piłsudskiego, poczet królów polskich na podstawie pocztu Jana Matejki, panteon największych Polaków XX wieku. Wystawa potrwa do 4 czerwca br.
Labora + ora = chleb
To człowiek z Krainy Łagodności - w przenośni ale i do-słownie; niesioną przez siebie łagodnością obdziela ludzi - wszystkich napotkanych. Miejsce jego bytowania to Tyrawa Wołoska z Górami Słonnymi za plecami. Zwierzy się później Januszowi Gołdzie w wywiadzie dla nie-istniejącej dziś „Sycyny”, prowadzonej przez najwybitniejszego współczesnego prozaika Wiesława Myśliwskiego:
- Ja tutaj nie zamieszkałem, ja się w tym domu, w tym ogródku zasadziłem tak, jak sadzi się jabłonkę, z myślą, żeby rosła, kwitła, owocowała. Jestem szczęśliwy, bo wszystko tu prawie takie jak w przedwojennym Dorguniu. Bo on został wypędzony spod Grodna, tragicznie obszedł się los z jego rodziną.
Ale zachował w sobie właśnie łagodność. Jeśli pojawi się wściekłość na pełzający, zawsze przyczajony ból świata, zwłaszcza ból, który dotknął jego i nasz naród - ukaże ową gorycz w swych rzeźbach. Czasem w wierszach - bo on również pisze wiersze, notuje swoje wrażenia.
To stąd powstały obszerne w liczbach i odcieniach tematu rzeźby. Pokazał wyjęte z drewna siekierą i dłutami losy zesłańców, narodowy exodus, zbrodnię Katynia, prześladowania Polaków, a wszystko to nasycone jest narodowymi symbolami. W szczególny sposób uczcił najwybitniejszych - jego zdaniem - Polaków, bez których nie byłoby Polski. Piłsudskiego, dzięki któremu mamy, jak akcentuje, język i państwo, nakreślone na mapach granice. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, który z determinacją przeciwstawiał się narzuconemu przez sowieckie państwo totalitaryzmowi. Błogosławionego - od kilkunastu zaledwie dni - papieża Jana Pawła II, któremu niemal proroczo poświęcił cały cykl rzeźb w czarnym dębie, wydartym ziemi przez śląskich górników (z pokładu głębokości 200 metrów). Proroczo, wszak cykl ten powstał dawno; powstał także w wersji monumentalnej, którą można oglądać w jego galerii „Quo vadis” - w jego magicznym ogrodzie - w towarzystwie innych monumentów, pełnych baśniowych opowieści, alegorycznych przypowieści. Zachęcających do kontemplacji, to znów wcale nie tak surowo poważnych, a wprost serdecznie ironizujących, jednocześnie życzliwych, bawiących oko.
Ale stworzył Boguś Iwanowski i inne cykle, pełne patriotycznych odniesień. Poczet królów i książąt polskich oraz herby królewskie, biografię J. Piłsudskiego „w odcinkach” - rzeźbione obrazy mówiące o życiu Marszałka (także w siodle na „Kasztance”) - jego życiu dla Polski. I cykl tragiczny - Golgotę Wschodu, czyli Katyń, pokazany w USA, o czym donosiła nowojorska prasa: „Bogusław Iwanowski upamiętnia w rzeźbie cierpienia rodaków”.
W wywiadzie udzielonym Bogdanowi Hućko (dla „Dziennika Polskiego”) powiedział o pracach na ten tragiczny temat: Wymiatam upodlenie z pamięci.
Znajomi podkreślają pracowitość Bogusia Iwanowskiego. Ma ich w obejściu i w każdym pomieszczeniu Donu już nie dziesiątki a setki chyba. Na obecnej wystawie - jakby dla pewnej równowagi - znalazły się również nostalgiczne, uroczo „pastelowe” płaskorzeźby, obrazujące drogę chleba: od orki i siewu, po ciasto w piecu i posiłek domowników - taka wieczerza, dobra, prawie biblijna. Może temu artyście pomagały słowa Jana Pawła II zawarte w „Liście do artystów”? Jako Karol Wojtyła i później papież ten przywoływał, właściwie wyłącznie, C. K. Norwida (poświęcił mu osobne studium, jedynemu z poetów!), i w owym słynnym „Liście...” przypomniał frazę z „Promethidiona” Norwida:
„...Bo piękno na to jest, by zachwycało
Do pracy - praca, by się zmartwychwstało...”
Kiedy patrzę na rzeźby Iwanowskiego, dociera do mnie pytanie: modlitwa, czy praca winna być wymieniana jako pierwsza w popularnej sentencji: ora et labora - módl się i pracuj. Może (bliższe to pewnie protestantom...) - labora et ora? Wszak błogosławiony ostatnio Polak wyraźnie podkreślał poprzez słowa Norwida wagę pracy - „by się zmartwychwstało” dzięki niej. Modlitwa to rozmowa z Panem. A Pana chwalimy przykładem, dobrym uczynkiem, trudem... To, co tworzy Bogusław Iwanowski, właśnie „na to jest, by zachwycało”.
I zachwyca.
Jan Tulik