Marek Wiatr – Malarstwo - 9 marca – 9 kwietnia 2011 r. – Salonik Artystyczny KBP /ul. Wojska Polskiego 41/


Marek Wiatr - artysta, śpiewak, malarz, grafik - jednym słowem człowiek renesansu. Pochodzi z jednej z najbardziej znanych rodzin na Podkarpaciu. W domu rodzinnym bywali m. in. Leon Wyczółkowski, Emil Zegadłowicz, ambasador, wiceminister spraw zagranicznych Alfred Wysocki. Rodzina zaprzyjaźniona była z córką Marii Konopnickiej - Zofią Mickiewiczową i córką Wojciecha Kossaka - Magdaleną Samozwaniec. W czasie okupacji mieszkał w jego domu malarz - batalista Stanisław Studencki. Obecnie jego dom odwiedzają najwybitniejsi przedstawiciele życia kulturalnego, znani artyści i politycy.


Atmosfera w jakiej wyrastał nauczyła go szacunku do ludzi i sztuki, oraz dała asumpt późniejszym jego zainteresowaniom. Wahał się jakiś czas czy poświęcić się malarstwu czy muzyce. Szczęśliwie udało mu się pogodzić obie te dziedziny. Studia muzyczne ukończył na Akademii Muzycznej w Krakowie w klasie śpiewu prof. Heleny Szubert-Słysz, następnie kształcił się w Weimarze na kursach mistrzowskich pod kierunkiem światowej sławy barytona Pawła Lisitziana Uczył się jednocześnie malarstwa u artysty malarza Stanisława Kochanka, a potem w Krakowie, w pracowni prof. Alojzego Siweckiego.

Koncertuje w kraju i poza jego granicami. Od wielu lat pełni funkcję dyrektora artystycznego Polskiego Festiwalu Narodowego w Żarnowcu. Śpiewa na różnych koncertach charytatywnych przekazując również prace malarskie na te cele. Jego nastrojowe pejzaże zdobią mieszkania artystów w wielu krajach świata. Ma w swoim dorobku ponad dwadzieścia wystaw zbiorowych i indywidualnych w Polsce i za granicą.

Kolory z partytury

W malarstwie Marka Wiatra przenikają się jakby dwie sfery: realizm wytraca w pewnym momencie swe kontury, zaniedbuje szczegół, by objawić się dystyngowanie położonymi plamami światła i odcieni jak pod pędzlem wytrawnego impresjonisty (można przypisać je do klasy zwanej realizmem impresjonistycznym). Chyba w ogóle malarstwo to może mieścić na kartuszu herbowy znak impresjonizmu, mimo pewnej różnorodności, jaką ten artysta z powodzeniem praktykuje. Bo przy krawędzi bliższej realizmowi - w oddawaniu architektury na przykład - znajdziemy modernistyczną aurę obrazów Witkiewicza czy Ruszczyca, pejzaż Stanisławskiego, ale jakoś „przepuszczonego” przez sito światła postimpresjonistów. Oczywiście można mnożyć podobieństwa do wielkich mistrzów, ale jedynie po to, by prezentowane przez Wiatra malarstwo odnieść do pewnej kategorii w historii sztuki, wszak artysta ten ukazuje nam własną dykcję, swój sposób malowania świata widzianego przez siebie! Czyli świata jego własnej wrażliwości. Jakiej wrażliwości? Czy „muzycznej”? To wcale nie proste zagadnienie, przecież Marek Wiatr to znany śpiewak, jego tenor znają europejskie sceny operowe, i oczywiście miłośnicy tej sztuki. Choć przypomnijmy, że wielu artystów uprawiało prócz „dominującej” dyscypliny sztuki jakąś inną formę artystycznej ekspresji. Poeta Stanisław Grochowiak rysował, czynił to i Herbert, Witkacy był „multimedialny” jak na owe czasy - pozostańmy na przestrzeni minionego wieku.

Wybitnym kompozytorem i chyba podobnej klasy malarzem był Ciurlionis, i gdy ogląda się jego wizyjne, pełne symboliki obrazy na tle kompozycji w litewskich Druskiennikach (dziś „odzyskiwane” i przez nas uzdrowisko), widz i słuchacz w jednej osobie staje jakby w punkcie, w którym krzyżują się te dwie sztuki - sublimacji zmysłu dźwięku oraz wzroku.

Mówimy niekiedy o synestezji, czyli odbieraniu bodźców towarzyszących innemu niż obserwowany efektowi zmysłowemu - tu obraz śpiewa, chce się powiedzieć. Właśnie takich stanów można doświadczać obcując naraz z dwoma różnymi dziedzinami sztuki - ale czy na pewno różnymi? Pod względem formy - tak.

W przypadku malarstwa Marka Wiatra trzeba mieć na uwadze owo przenikanie się zmysłów, które pozwoliły artyście „wypowiedzieć” się obrazem i śpiewem. Bardzo czytelne jest to także w przypadku innego, bardzo znanego tenora Wiesława Ochmana - ten uczeń mistrza Rzepińskiego (bo zaczął malować pod jego okiem), także pokazuje świat barwy, choć pewnie głównym atrybutem jego twórczej aktywności jest scena wypełniana jego subtelnym śpiewem.

Kolor wielekroć łączono z dźwiękiem. Z ogromną satysfakcją czytałem szkic Jerzego Madeyskiego o twórczości Marka Wiatra, zwłaszcza dotyczący odniesień do odczytywania kolorów przez literaturę, od Baudelaire’a po Newtona, który nutę C widział jako czerwoną. Wspomnijmy przy tej okazji „kolorystykę” Rimbaude’a, który nadawał odpowiednie barwy poszczególnym samogłoskom.

Być może zaprezentowana nam obecnie seria obrazów stanowi pewną syntezę filozofii twórczej tego śpiewaka i malarza? Ewokuje on klimaty sprzed wieku, ale jednak te, które jest nam jeszcze dane widzieć realnie. Jakby chciał wskazać, że to już minęło wprawdzie, ale wyglądało tak, jak właśnie widać to „teraz” na obrazie; lecz to nie artystyczny skansen - to ewokacja tamtego nastroju, jaki możemy odnaleźć w dziełach polskiej szkoły pejzażu z czasów modernizmu, z czasów przeistaczania się wieków - przyjmując jedną z tez historycznych, że wiek XIX kończył się w czasie pierwszej wojny światowej - wtedy to belle epoque przeszła do lamusa.

To w tej grupie obrazów odnajdujemy szlachetną aurę drewnianych świątyń, jakie możemy jeszcze oglądać tu, w południowej Polsce; to ze ścian bibliotecznego saloniku patrzą na nas okna murszejących dworów - tarnowieckiego i wciąż żywego żarnowieckiego - żywego, gdyż od czasów powstawania „Roty” jakby tu niewiele się zmieniło - a jednak, z drugiej strony - zmienił się przez wiek cały świat. Refleksje te każą zadać sobie samemu pytanie: czy gdyby nie lektura nut i librett narodowych oper, Marek Wiatr tworzyłby tak samo? Czy podejmowałby próby zatrzymania patriotycznych akcentów w postaci śladów narodowej architektury? Bo Marek Wiatr dzięki swej wrażliwości na pewno by tworzył - widać to choćby poprzez pejzaże z „innych parafii” geograficznych - pejzaże być może mazowieckie? nadwiślańskie? z łagodnych już pod względem topograficznym przestrzeni.

Zatem surowy, nostalgiczny nawet pejzaż - ale nie oznacza to, że pozbawiony ludzkich postaci wyklucza ów krajobraz z atrybutów teatru nieistniejącej już sielskości - architektura wielka i mała z gontem czy strzechą nawet, a wszystko to odziane obłokiem. Nota bene często w pejzażach Wiatra owe obłoki zstępują na ziemię - odbijają się świetliście w strudze strumienia, w paśmie rozlewiska, obłoki wraz z iskrami, nawet ogniem rozpalonego gdzieś ponad tym „teatrem” przestrzeni słońca. To niekiedy obłoki Miłosza z jego wiersza pod tym tytułem, w którym widzimy cały urok „farb” - jak nazywa poeta paletę obłocznych barw. Zatem to teatr wyśpiewany, namalowany, teatr polski, który pięknie odchodzi.

Jan Tulik

Informator do wystawy